Przy okazji Opactwa Northanger po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością Jane Austen i szczerze mówiąc z chęcią sięgnę po więcej. Choć książka zaczyna się dość nudno i monotonnie a kolejne strony nie odkrywają przed nami porywającej akcji, ma w sobie "to coś", nakazujące czytelnikowi kontynuować lekturę. Dzieło zostało przez Ewę Partygę, a wydane przez Prószyński i S-ka.
Ciekawym aspektem powieści jest narrator, który ujawnia sie juz na samym jej początku. Choć dla niektórych czytelników jego komentarze, odrywające od samej akcji, mogą wydawać się denerwujące, wbrew pozorom odgrywają tu dość istotną rolę. Wskazują na fakt, iż znajduje sie on w innym miejscu i innym czasie. Historia opowiadana jest więc z pewnej perspektywy. Jego wtrącenia dotyczą zwykle głównej bohaterki informując nas dlaczego ukazana jest tak, a nie inaczej. Narrator niejednokrotnie ostrzega czytelnika przed opisywanymi wydarzeniami, by później nie był on zdziwiony czy zaskoczony jej zachowaniem. Dochodzi tu więc do pewnego rodzaju rozwarstwienia, które ukazuje narratora jako autorytet. odkrywa on role kalejdoskopu, który zbiera wszystko, doskonale rozumiejąc rzeczywistość.
Chyba typowym dla Jane Austen jest pojawianie się w jej powieściach elementu, który ma w założeniu zostać poddany krytyce lub być ośmieszony. W tym wypadku są to z pewnością postawy z powieści gotyckich. Cała powieść jest utrzymywana w ironicznej manierze, która wyśmiewa cały system konwenansów. Czytelnikowi po jakimś czasie wydaje się śmiesznym to, ile razy Catherine przeprasza, nie mając ku temu powodów, dodatkowo okropnie się wszystkim przejmując. Jednocześnie jej ciągłe pytanie ciotki" czy tak wypada" i czy może ( a może raczej czy kobieta w jej wieku powinna) postąpić w ten czy inny sposób pozwala wyraźnie zauważyć ironiczne założenie. Jej grzeczność i wahanie jest aż przerysowane, przez co łatwo wychwycić co autorka chciała nam tu przekazać.
[spoiler]
Najciekawszą, i być może najważniejszą, kwestią utworu są oczywiście pieniądze (posag), które stanowią barierę nie do przejścia nawet dla miłości. Z jednej strony pokazuje to ówczesne realia, z drugiej, znowu, pojawia się pytanie, czy naprawdę różnice majątkowe stanowiły aż taki problem przy zamążpójściu, czy jest to kolejny aspekt, na który autorka chce zwrócić uwagę i być może poddać go krytyce?
[/spoiler]
Jako że książkę należy oceniać w całości, nie mogę pominąć tu kwestii technicznych. Zarówno tłumaczenie, jak i redakcja samego tekstu nie zawiera błędów. Moje drobne zastrzeżenia dotyczą okładki, na której widnieje scena z ekranizacji Opactwa Northanger. Czy książka naprawdę jest tak zdominowana przez film, czy może był to tani chwyt grafika, który dzięki temu liczył na zwiększenie ilości sprzedanych egzemplarzy? Osobiście zdecydowanie opowiadam się za rozdzieleniem tych dwóch kultur i uwalnianiem książek od ich filmowych duchów.